Przy użyciu jakich materiałów „robi się” wybuch w mieszkaniu? Czy huk można dopracować postprodukcyjnie? O kulisy kręcenia tzw. scen efektowych zapytaliśmy producentkę serialu, Katarzynę Anczarską.
– Realizacją wybuchu zajął się pirotechnik – Janusz Bykowski. W mieszkaniu odpalono mały, bezpieczny ładunek pirotechniczny, którego siła była wcześniej sprawdzona w pracowni Janusza. Rozpadające się szyby dodaliśmy w postprodukcji – efektami komputerowymi zajmuje się Filip Kaczorek, który wzmocnił wybuch ognia i dodał efekt lecącego na aktorów wirtualnego szkła. Rozbite szyby w wewnętrznych drzwiach przygotowała ekipa scenograficzna. A w postprodukcji dźwieku zostały nałożone efekty synchroniczne nagrane specjalnie do serialu przez zespół imitatorów dźwięków.
Jak nagrywa się takie sceny, by nic nikomu się nie stało? Jakie tajniki kryje produkcja telewizyjna?
– W pokoju, w którym nastąpił wybuch, nie było aktorów, a ich reakcje zostały dograne później. Za sprawą montażu widzowie mają wrażenie, że wszystko dzieje się równolegle. Reżyser Maciej Dejczer musiał bardzo precyzyjnie zaplanować ujęcia tego dnia, ponieważ właściwie nie ma dubli scen pirotechnicznych. Mamy przeważnie tylko jedną szansę. Przygotowanie do ujęć efektowych zajmuje kilka godzin, a więc ponowne ustawienie się do sceny jest praktycznie niemożliwe w reżimie serialowym. W dniu, w którym realizuje się ujęcia efektowe, planujemy tylko 3-4 sceny do nakręcenia, a normą jest co najmniej 8 dziennie. Oczywiście na planie był kaskader, który wcześniej przygotował i wypróbował z aktorami naturalne „upadki”.
Zapraszamy na kolejny premierowy odcinek „Strażaków” w sobotę o 20.25 w Jedynce!
Fot. G. Gołębiowski