Już w sobotę premiera pierwszego odcinka nowej serii „Świata według Kiepskich” – „Złoty pociąg” (odc. 505). Zapytaliśmy Renatę Pałys, czyli serialową Helenę Paździochową, co czeka jej bohaterkę w wiosennym sezonie, w którym Kiepscy skończą 18 lat!
Czy możemy spodziewać się radykalnych zmian u Paździochowej? Nowej fryzury, innego stylu ubierania się, a może zmiany… męża?
Aż tak radykalnie? Nie przesadzaj. Fryzura pozostanie ta sama. Wałki na głowie są nadal obowiązującym trendem w modzie (śmiech). Chociaż muszę przyznać, że ja sama bardzo często zmieniam fryzurę. Wbrew pozorom. Skracam włosy, bo lubię kiedy są krótsze. Z kolei charakteryzatorka naszego serialu – już niekoniecznie. Toczymy w garderobie długie dyskusje na temat fryzury. Ale zawsze dochodzimy do kompromisu i ustalamy, że długość włosów musi być taka, aby można było na nich zakręcić wałki!
One są w końcu bardzo ważne. Również budują charakter Twojej postaci.
Chodzę z nimi całymi dniami i już tak się do tego wszyscy przyzwyczaili, że nie zauważają. Pewnego dnia przeżyliśmy śmieszną sytuację w związku z tym. W scenie, w której miałam już nie mieć wałków, zagrałam z nimi. Zostało to zarejestrowane, zmontowane i wyemitowane. Jedyną, która spostrzegła, że coś jest nie tak, była charakteryzatorka. Zdejmując mi je z głowy, najpierw zbladła, a potem powiedziała: – Renata, to ty już nagrałaś scenę? Przecież miało w niej nie być wałków na głowie…
Na moje, nasze usprawiedliwienie… Przecież nie jedno z nas widziało, zna kobiety, które całymi dniami przechadzają się po domu w wałkach, papilotach szlafroku i pantofelkach w pomponami. A wieczorem, kiedy zrzucą wszystko, dopiero widać, po co te wałki były. Muszę przyznać, że czasami takie przebywanie w wałkach na głowie jest szalenie wygodne. Kiedy na planie gram już w scenach tzw. dziennych, po zdjęciu wałków, mam gotową fryzurę. Nie trzeba układać włosów – znowu!
Zdarzyło się, że musiałaś – prosto z planu – przyjechać do domu i miałaś te wałki wciąż na głowie?
Jak do tej pory nie. Nie naraziłabym męża na coś takiego (śmiech). Tym bardziej, że już pod koniec dnia zdjęciowego, najzwyczajniej w świecie boli skóra na głowie. Po pracy nie mam ochoty nosić już czegokolwiek. Wtedy odpoczywam od Paździochowej.
Musimy jednak zaspokoić ciekawość widzów. Co zatem będzie tą niespodzianką w serialowym życiorysie Heleny?
Jest pewien wątek, który mnie osobiście bardzo się spodobał i z ciekawością go zagrałam. Dotyczy mojej bohaterki i głowy rodziny Kiepskich, Ferdynanda. Otóż Helena wjedzie z nim w swego rodzaju komitywę. Połączą ich pewne tematy….
Ta bliższa relacja będzie miała drugie dno. Helena i Ferdek wypiją razem, przysłowiowego, „jednego”. A może i więcej…
Więcej niż jednego? Czy połączy ich coś jeszcze?
Na to drugie, myślę, nie ma szans. Ale miłość bywa ślepa. Mam jednak swoją teorię na temat Heleny. Traktuję ją jako osobę niezdolną do jakichkolwiek uczuć wyższych. Niestety, może jestem wobec niej niesprawiedliwa, ale tak właśnie myślę.
Jesteś bezlitosna. Każdy potrafi kochać, ma w sobie choć odrobinę tej „miękkości” w sercu.
Ona ją również posiada, ale przede wszystkim w stosunku do pieniędzy. A to uznaję za uczucie niższe. Ma bardzo mocny instynkt przetrwania, który w naszych czasach przekłada się na: gromadzenie, posiadanie, kupowanie. Kiedyś nasi pra pra pra… chodzili polować. My również wyruszamy na łowy. Tylko teraz polujemy na „kasę”. Helena jest w tym bardzo dobra.
Tym bardziej więc byłam zaskoczona tym, że moja bohaterka zaprasza Ferdka na tzw. „wódkę”. Stawia mu butelkę. W ich relacjach to przełom. Widzowie i fani muszą uzbroić się w cierpliwość. I poczekać na ten odcinek. Dowiedzą się wtedy dokładnie, czym takie właśnie zachowanie Heleny było spowodowane…
To także pokłosie tego, że w nowej serii odcinków „Świata według Kiepskich” Twoja bohaterka będzie pojawiać się dużo częściej niż do tej pory. Miałaś więcej scen, tekstu do nauczenia, dłużej pozostawałaś na planie?
Dni zdjęciowych miała tyle samo, co zawsze, jednak były one o wiele bardziej wypełnione. Intensywniejsze… Siedziałam czasami od samego rana do wieczora na planie. Częściej musiałam się przebierać…
Czy Helena zmienia się wraz otaczającą rzeczywistością albo tym, jak ty się zmieniasz? Jak ją dzisiaj „odczytujesz”?
Muszę przyznać, z ręką na sercu, że we własnym życiu, na swojej drodze, nigdy nie spotkałam takiej, jaką jest serialowa Paździochowa, kobiety. Być może dlatego, że przebywam w dosyć określonym i zamkniętym w jakiś sposób środowisku ludzi. Rzadko bywam w centrum rodzinnego Wrocławia. Mieszkam na peryferiach miasta i zdarza się, że potrafię przez kilka miesięcy nie pojechać do śródmieścia, na rynek, itd…
To nie znaczy, że od początku do końca wymyśliłam ją sobie wyłącznie na podstawie tego, co napisali o niej scenarzyści. Na samym starcie realizacji serialu była ona bardziej jako epizodyczna postać – pojawiała się na chwilę, pokrzyczała i nic więcej. Kiedyś usłyszałam od Kasi Sobiszewskiej, współscenarzystki serialu, że te początki, cechy jakie sama nadałam bohaterce, były inspiracją dla piszących. A oni, stopniowo, rozbudowywali moją postać…
A Ty sama jak ją tworzyłaś?
Starałam się „wpasować” pod wszystkie inne postacie, które były już w pełni ukształtowane. Znaleźć się między serialowym mężem, Ferdkiem i Haliną. Obecność Heleny ograniczała się na początku do kwestii: „Marian do domu!” – którą wypowiadałam wrzeszcząc oczywiście… I zbuduj z tego rolę? Ciężko, prawda. Kiedy więc dostawałam dodatkowe sytuacje do zagrania, starałam się „wycisnąć” z nich maksymalnie. Zazwyczaj to ja musiałam grać „pod kogoś”. A teraz – jestem w miejscu, w którym znajduje się Helena wobec reszty opowieści. Już nie postać epizodyczna, ale całkiem spora i znacząca dla serialu.
Powiedział ci ktoś kiedyś: „Znam taką Helenę… Ona istnieje naprawdę”?
Mój mąż…
… poznał pierwowzór Paździochowej?
„Scenarzyści muszą cię bardzo dobrze znać” – powtarza za każdym razem (śmiech). Od znajomych tego nie słyszałam. Tym bardziej, że rzadko rozmawiamy o mojej pracy. Bardzo często zdarza się natomiast, że kobiety, które oglądają serial, zaczepiają mnie na ulicy, mówią, że chciałaby mieć tę, co Paździochowa, odwagę… „A jak pani tak już krzyczy na tego męża, to niech mu pani jeszcze przyleje” – dodają.
Ciekawą sytuację przeżyłam pewnego razu w banku. Człowiek, który mnie przyjmował i pomagał załatwić jakieś sprawy powiedział w pewnym momencie: „Niestety, ale żebyśmy mogli podpisać ten dokument, musi pani przyjść do nas z mężem. Tylko prawdziwym” – dodał. Ja spojrzałam i powiedziałam: – „Oczywiście. No bo jakim…?”. „Nie z Marianem” – odpowiedział.
Byłam zaskoczona, że dyrektor banku – bo teraz już mogę to powiedzieć – ogląda nasz serial…
Rozm. Adam Nowicki